Niezła jazda z PKP

Wsiąść do pociągu byle jakiego, trzymając w ręku smartfon z biletem… Nie był to byle jaki pociąg, tylko regionalny łączący Oborniki Śląskie z Wrocławiem. Jak przystało na “Człowieka z Branży” oraz nowocześność wymuszoną przez samą etymologię miejscowości z jakiej odbywałem podróż, zakupiłem bilet drogą elektroniczną, tj. w internecie. Zalogowałem się na przedzie, bez obaw, z rozbrajającą nonszalancją oczekując kontroli, licząc na medal za uczciwość. Nie chowałem się w toalecie, nie udawałem obcokrajowca, ani nie wysiadałem na kolejnych stacjach, zmieniając wagony. Miałem przecież BILET. Niebawem pojawił się konduktor i bez ogródek zażądał, bo prośba to TO nie była, biletu. Kiedy wyjąłem telefon (ajfon 4s), nie patrząc nawet na urządzenie skwitował, że “divajs” powinien mieć przynajmniej 7 cali, bo inaczej ni chu-chu i mandat będzie, wypad z pociągu, wstyd po czasy wszelakie, klątwa aż do 7 pokolenia. Nieco stremowany, ale zachowując przytomność umysłu, sięgnąłem po laptopa, który dziwnym trafem stracił moc, odmówił wszelkiej współpracy. Nie pomogły tłumaczenia, że przed momentem działał oraz prośby, by spróbować “zeskanować” kod QR w smarfornie, bo to telefon typu smart właśnie jest i można “pinch to zoom” i się powiększy i będzie cool. Nie. Bo nie. Bity w ciemię nie jestem, przypuściłem zatem atak altyleryjski na argumenta: że bilet mam, że na bilecie jest nr dowodu, że mogę pokazać ID, że jestem uczciwy Polak, nienotowany, że wódki nie piłem od tygodnia, a w podstawówce miałem szóstkę z religii. Nie ruszyło go. Albo raczej ruszyło odrobinę. Powiedział, że mogę se sciągnąć pdfa, wtedy będzie w porządku. Say whaaat? Znakomity pomysł – trochę jak nocna gimnastyka zadawana więźniom pracy, rzekomo w trosce o ich tężyznę fizyczną, by o świcie mogli zaiwaniać pełni sił. Mróz za oknem, -14 C, pociąg stoi na stacji “In the middle of nowhere”, drzwi otwarte, piździ jak 1.21 gigawata, a internet jest równie namacalny, co ósmy dzień tygodnia. Mission impossible, czyli coś co robimy na co dzień w agencji: odpalam fona i duszę Edge’a. Sunie niczym pociąg “Przemyślanin”. Kto będzie szybciej u celu telefon czy PKP? Udało się, wbiłem na swoje konto www.przewozyregionalne.pl, ściągam pdf /jaka jest qurna różnica między pdf a biletem wyświetlonym na stronie w wersji mobilnej dowiedziałem się później – otóż pdf ma lupkę do powiększania (sic!)/. Mam! Lecę do konduktora z bananem na twarzy. Słyszę “no widział Pan, jakie to łatwe”. Podaje mu telefon. Skanuje. Nie działa. Prosi, żebym mu powiększył. Powiększam, choć nie widzę różnicy w powiększeniu “lupką” i za pomocą “pinch to zoom”. Nie działa. Każe rozjaśnic ekran. Nie no, tego już za wiele… Mówię, że nie wiem, gdzie to się robi. On “proszę rozjaśnić, bo będzie mandat”. O nie, kazaliście Panie władzo, goniliście mnie na mrozie, bez interneta, w stresie ściągać pdf’a. Tak? To macie, ja prikaz wypełniłem. Radźcie sobie. Nie poradzili. Pociąg dojechał na miejsce. Konduktor fuknął. Ja wysiadłem.

Tydzień później jechałem Polskim Busem. Bilet kupiłem w necie. Przyszedłem, zapakowałem torbę. Kierowca zapytał o numer rezerwacji. Wyjąłem fona, powiedziałem 3 pierwsze cyfry i już byłem w autobusie. Z WI-FI.
Można? Można.

PS. W podróży towarzyszyła mi babcia. Przez pana konduktora, jego brak wiedzy, upór i brak empatii nie mogłem poświęcić jej czasu. Proszę PKP o oddanie mi 30 minut towarzystwa babci.

2 thoughts on “Niezła jazda z PKP”

  1. szubi
     ·  Reply

    Odnoszę wrażenie, że nadmierna zgryźliwość do państwowego podmiotu gospodarczego Tobą kieruje. Osobiście, choć już dawno temu w zeszłym tygodniu, testowałem tabor wywożący warszawskich hejterów w bardziej sopockie rejony landu. Posiadając podobny elektro bilet (znaczy kolega posiadał bilety), zająłem wyznaczony mi odgórnie obszar w niedzielonym wagonie i będąc w sieci (prądowej), spędziłem kilka uroczych roboczo-godzin siedząc tyłem do Sopotu a przodem do Warszawy, z gorącym laptopem na delikatnej powierzchni mojego ciała. Wracając do tematu, nie miałem żadnego problemu z autoryzacją elektro biletu zarówno w stronę wybrzeża jak i w stronę betonowej. Choć w powrotną stronę, byłem lepiej wychowany i zająłem strategiczne miejsce w WARSie, wychylając raz po raz piwko spod lady, o którym mówiono “browar regionalny”. Cena niższa a ból ten sam.
    Morał:
    Czas chyba zmienić starego ajfona 4s na 5s w złotej oblewie.

    Pozdrawiam
    szubi

    ps. fajna strona

    • jakub_mazz
       ·  Reply

      dopiero teraz wyczaiłem, że tu komentarz ktoś zostawił. i że to TY. to sem pomyślałem – a co mi szkodzi – zaakceptuje koleżce 🙂

      pozdro

      ps. co tam panie w polityce i wielkim świecie, może jakieś bro gdzieś na mieście?

Leave a Reply

Your email address will not be published.

*

© 2024 Och, ten Mazurkiewicz. All rights reserved. Photos by Maz